Ferie zimowe w Californii na campingu? Potrzymajcie mi piwo!
Jakoś po powrocie z naszego wyjazdu wpadliśmy w straszny młyn, po nim od razu była wiosna i tak się poskładało, że nie napisałam tego posta. Bo i po co komu post o wyjeździe zimowym w lipcu.
.
Jednakowoż temperatura i ilość światła słonecznego przypominają nam nieubłaganie, że kolejny sezon zimowy za pasem a ferie znów będą szybciej, niż nam się wydaje. Czy też macie wrażenie, że co roku wszystko jest coraz szybciej?? Myśleliśmy o wyjeździe do Livigno na Sylwestra, ale miły Pan z kempingu z politowaniem nam wyjaśnił, że rezerwacje na Sylwestra w listopadzie to on owszem, jeszcze przyjmuje, ale na kolejny rok. No ale do brzegu. Z Sylwestra nici, przytulimy się w starym, poczciwym Bałtowie, bo i weekend noworoczny jaki taki nie za długi, nie ma się z czym rozpędzać, no a do Livigno walimy w styczniu. No to skoro się już wybieramy znów na ferie, to chyba jest ten moment, żeby napisać jak nam było podczas naszego pierwszego wyjazdu zimowego w Alpy, w styczniu tego szacownego 2022 roku.
.
Więc tak. Na krótkie i bliższe wypady zimowe lataliśmy już drugi sezon i radziliśmy sobie nieźle. Starsza córka śmigała już całkiem sprawnie sama na nartach, można sobie z nią już całkiem przyjemnie pojeździć (poczekam na Ciebie, mamusiu!), tylko jedno z nas musiałoby jeszcze bujać się na oślej łączce z młodym, ale to już nie taka zła perspektywa.
.
Zaczęliśmy planować wyjazd gdzieś dalej. Oczywiście zastanawialiśmy się, czy wytrzymamy tydzień w tym jakże niewielkim apartamencie, jednak zawsze przecież można się przecież przenieść do hotelu lub na kwaterę! Postanowiliśmy spróbować.
.
Żeby nie było, że od razu lecimy w jakiś survival i ekstremalne wyczyny, kąpiele w przeręblu i takie tam - bez przesady. #NIEMORSUJĘ i choć lubię zimę, lubię też ciepełko, lubię pogrzać zadek w saunie i basenie. Niestraszne nam warunki biwakowe, ale luksusu też się nie lękamy. Aby uczynić nasz pierwszy wyjazd zimowy możliwie komfortowym, poświęciliśmy dłuższą chwilę na wybranie miejsca postoju. Tu pierwsze zaskoczenie. Okazuje się, że karawaning zimowy w Alpach to bułka z masłem, kempingów całorocznych jest naprawdę sporo i jest w czym wybierać. Bywają nawet campingi, gdzie można się wpiąć do sieci gazowej (!) i płacić za gaz z licznika. Są i proste camper parki i wypasione kempingi ze wszystkim, czego dusza zapragnie. Do wyboru, do koloru.
.
Ponieważ najwyraźniej za mało dawałam w szyję i mam dwa bombelki, ciągle wysoko na naszej liście kryteriów są rozrywki dla dzieci i wysoki standard sanitariatów. Po szybkiej selekcji wybraliśmy Sportcamp Woferlgut
.
Miejscówkę polecali między innymi camprest.com , a ich recenzjom ufamy, bo są rzetelne i wyczerpujące. Nie będę tu opisywać nadmiernie samej infrastruktury, bo oni to już zrobili wystarczająco dobrze. Od siebie dodam tylko - wypas po pas. Spa na poziome hotelu 5 gwiazdkowego, duża grzana narciarnia, knajpa, sala zabaw dla dzieci, sklepik spożywczy i skibus spod bramy. Naprawdę, ale to naprawdę powtarzam wszystkim pytającym, w takich warunkach nie jest to żaden wyczyn ani bohaterstwo. Żaden. A nawet żodyn.
.
To, co mogę dodać, to przygotowanie auta, tego już Wam camping nie ogarnie ;) Rzecz pierwsza, podstawowa i najważniejsza - docieplenie namiociku. No bez tego tak różowo może nie być, choć mamy kolegów, co to z odpowiednim śpiworkiem sypiają na górze bez dociepleń i im wystarcza. Przy maluchach ciepełko musi być i to właśnie zapewnia nam izolator z Polar Extreme - szaliczek zawinięty wokół namiotu załatwia dogłębnie temat temperatury nawet przy większych mrozach (nasz rekord spania to -15 na zewnątrz) Namiocik zapobiega na tyle skutecznie ucieczce ciepła, że przestaliśmy się obtulać ze średnio wydajną rurą do transportu powietrza. Fabryczne webasto daje na tyle dobrze radę, że góra się nagrzewa wystarczająco, tj. trzyma dziarsko powyżej 18 stopni. Do tego założyliśmy nasz CaliCap, ale umówmy się, on pełnił raczej funkcje reprezentacyjne :) ewentualnie zapobiegał wpadaniu śniegu w rynienki. Daliśmy też Polar Extreme na szybę , bo jak się stoi tydzień, to warto. No i to tyle, na dole korzystamy z tych samych kocyków co zawsze, tam i tak jest ukrop, na górze jest ciut chłodniej, więc albo śpiworek, albo nasza nowa miłość, zwana przez nas dupą niedźwiedzia z racji posiadania cudownie miękkiego i ciepluteńkiego futerka. To jest niestety dość drogi patent, ale im dłużej go używam, tym bardziej muszę przyznać, że jest on wart tych pieniędzy.
.
Webasto chodziło w trybie 24/7, bo nie chcieliśmy wystudzać auta - pod naszą nieobecność ustawialiśmy ogrzewanie na 3, żeby samochód całkiem nie wystygł i żeby można było komfortowo się rozebrać po powrocie ze stoku. Klamoty narciarskie zostawały po drodze w narciarni, gdy była potrzeba dosuszyć jakieś ubrania - również tam lądowały, miejsca było dość. Przez tydzień postoju zużyliśmy niecałe 2 kreski paliwa i 7 kWh prądu za niecałe 5 euro (prąd z licznika).
.
Tak sobie piszę i myślę, że co do zimowego wyposażenia Californii i kwestii dozbrojenia jej w kierunku Alaski, napiszę osobny post, bo warto się nad tym tematem pochylić na dłużej, a nie chcę za bardzo odbiegać od tematu, który skupia się bardziej na ogarnięciu ferii zimowych na campingu.
.
Pogoda w trasie w pierwszą stronę udała nam się znakomicie, dojechaliśmy z Warszawy (1085 km) za jednym zamachem! Potem były już same przyjemności :) Pierwszego dnia przywitało nas słonko i bajkowa szadź na drzewach, zwiedzaliśmy urokliwe Zell am See, jeździliśmy na zmianę z Hanią z samego szczytu lodowca a z Heniem na oślej łączce :) Do wyciągu spod samej bramy campingu jeżdżą skibusy - nie ma ich wiele, więc lepiej zebrać się rano, ale w styczniu dni są jeszcze krótkie, więc sprawny ogar z rana jest dobrym pomysłem. Po szaleństwach na stoku wracaliśmy tym samym skibusem na camping. Popołudnia i wieczory spędzaliśmy na absolutnie wypasionej sali zabaw pod restauracją oraz w jeszcze bardziej wypasionym spa z basenami. Poziom infrastruktury na tym campingu zadowoli najbardziej wybrednych, mnie wywaliło z kapci. Jeżeli ktoś tam się będzie do czegoś przyczepiał, to po prostu ma poprzewracane w głowie i lepiej się od niego trzymać z daleka ;)
.
Mega przemyślane są brodziki dla dzieci. Po pierwsze, są one w osobnym pomieszczeniu, tak, by wrzaski, piski i inne odgłosy towarzyszące wodnym uciechom nie przeszkadzały dorosłym pragnącym zrelaksować się w ciszy i spokoju. Dzieciaki nie biegają dzięki temu po całym obiekcie, więc jest nie tylko spokojniej, ale też bezpieczniej. Cudowne jest też to, że w części dziecięcej jest dedykowana dla maluchów łazienka z przewijakiem. Jest to fantastyczne rozwiązanie, bo nie trzeba biec z mokrym maluchem do szatni, jak to ma zwykle miejsce. Myślę, że każda mama docenia bardzo takie udogodnienia. Cała reszta kompleksu SPA z basenami i saunami jest na najwyższym hotelowym poziomie- frajdą jest podgrzewany zewnętrzny basen - uwielbiam! Dla wyczynowców są nawet dwa 50-metrowe tory pływackie z pomiarem czasu.
.
W kwestii czystości sanitariatów powiem tylko, że widziałam tam biegającego na bosaka roczniaka, którego mama właśnie suszyła sobie włosy po kąpieli. Jest sucho, ciepło i czysto tak, jak w dobrym hotelu.
.
W godzinach porannych działa sklepik w którym można się całkiem dobrze zaopatrzyć - świeże pieczywko, podstawowa spożywką, chemia gospodarcza i kempingowa, alkohol. Są też niektóre rodzaje butli gazowych do wymiany - w tym nasz przesławne Campingaz 907 :D Zrobiło to na nas wielkie wrażenie, bo sami wiecie, jaki z tymi butlami jest cyrk. Nawet chcieliśmy sobie kupić do naszego Coasta który był już zamówiony, ale dawali tylko na wymianę, łeb za łeb. Potem się okazało, że najlepiej po prostu zostać dystrybutorem tego ekskluzywnego towaru i kupić sobie całą paletę, ale to już zupełnie inna opowieść ;)
.
Mamy też bardzo dobrą knajpę która w niektóre dni oferuje live cooking, serwuje ciekawe dania kuchni lokalnej (im dziwniej wyglądająca nazwa, tym lepiej - odważyłam się na jakiś lokalny specjał z wątróbką i wygrałam) obsługa przemiła i choć lokal jest raczej elegancki, dobrze znoszą stroje narciarskie i małe dzieci :D
.
Podsumowując, nie ma co się martwić o siedzenie w Californii, bo w zasadzie nie ma na to czasu :D
.
Byliśmy tam jeszcze wersją Beach, która wymaga odrobinę więcej logistyki niż w Coast/Ocean i daliśmy radę z dwójką dzieciaków. Zaprawdę, powiadam Wam, nie ma się czego bać. Jeżeli macie jakieś lęki związane z zimowym wyjazdem na camping - zacznijcie od takiego poziomu. Jak już się otrzaskacie z tematem, poznacie własne potrzeby, ograniczenia i możliwości, to może się okazać, że dacie radę i w mniej luksusowych warunkach. Jeżeli zaczynacie dopiero przygodę z zimowym caravaningiem, radziłabym zacząć od poziomu komfort, żeby się nie zniechęcić i nie zepsuć sobie wyczekanego urlopu zamianą go w zimowy survival - no chyba, że ktoś lubi.
.
My na któtkie postoje, max 2-3 dni stajemy i na camper parkach - da się. W tę zimę planujemy wyjazd do Livigno, gdzie infrastruktura jest, ale już nie tak wypasiona jak w Kaprun - zobaczymy, jak nam pójdzie. Za to różnica w cenie jaka jest między kempingami a hotelami pozwoli nam na dodatkowy budżet na rozrywki popołudniowo-wieczorne :)
.
Jeżeli Was to przerośnie, zawsze można na szybko przeskoczyć do hotelu lub na kwaterę.
.
Poniżej krótki filmik podsumowujący nasz pierwszy zimowy wypad w Alpy - jakość stanęła nam na drodze do Oskara, ale na pewno przybliży Wam temat.
*