Wczytuję dane...

Sardynia, czyli gdzie wygrzać tyłki jesienią.

Z naszym urlopem w tym roku stanowczo coś poszło nie tak. Główny wyjazd planowaliśmy w sierpniu, ale jakoś tak się wszystko poskładało, że jak już mogliśmy ruszyć na dłużej, to już było... chłodno. A obiecaliśmy dzieciom pluskanie w ciepłym morzu!

.

Słowo się rzekło. Z zebranych danych wyszło, że o tej porze roku pogoda w naszym zasięgu występuje na Sardynii, więc drugiej połowie września ruszyliśmy w pogoni za zmykającym na południe słońcem. 

Ponieważ jest to daleka droga, zwłaszcza z małymi pasażerami, postanowiliśmy podzielić ją na etapy z fajnymi postojami po drodze.

.

Nasz pierwszy postój wypadł w Bassano del Grappa, a dokładnie w małej mieścinie, Semonzo, która jest mekką i matecznikiem europejskiego paralotniarstwa. Jest to miejsce dla nas ważne z powodów sentymentalnych. Poznaliśmy się dzięki paralotniom! Aktualnie lata tylko Paweł, ja w związku z mocno nieletnim przychówkiem trzymam się teraz bliżej ziemi, jednak uwielbiam nasze rodzinne wyjazdy na latanie, szczególnie tam. W tak miłych lotniczych okolicznościach przyrody i wśród znajomych (tam zawsze jest ktoś znajomy!) obchodziliśmy szóstą rocznicę ślubu :) 

.

Po trzech dniach odpoczynku przebazowaliśmy się nad Jezioro Garda, do Peschiery, która okazała się SUPowym rajem. Stare miasto jest położone na terenie fortu otoczonego fosą i poprzecinanego kanałami. Można tam sobie pływać na desce do woli, co więcej, są miejsca gdzie większy statek pływający się nie przeciśnie. Pływanko jest tam genialne!

.

Stamtąd już ruszyliśmy w kierunku Genui, zaliczając po drodze krótką wizytę w Citta Alta w Bergamo. W Genui wsiedliśmy na prom do Olbii. Ciekawostka - bilety na prom kupiliśmy rzutem na taśmę, dzień wcześniej , nie mając żadnej rezerwacji. O tej porze roku nie ma się za bardzo co spinać, a bilety są w bardzo dobrych cenach - za naszą czwórkę, Cali i wygodną 4-osobową kabinę z łazienką zapłaciliśmy 200 euro. Kupiliśmy bilet w jedną stronę, bo nie wiedzieliśmy jeszcze kiedy i skąd będziemy wracać, a kalkulacja biletu w obie strony wykazała, że nie daje to żadnej oszczędności. 

.

Po 12 godzinach podróży, wyspani i wykąpani, fresh and mint, nasze opony dotknęły sardyńskiej ziemi :) wyjechaliśmy szybko z portu i miasta, by zatrzymać się gdzieś przy plaży i zjeść śniadanie. Temperatura wody i powietrza napełniła nasze serca radością - mamy ciepełko, dogoniliśmy wakacje, które nam uciekły! 

.

Przez  następnych kilkanaście dni objechaliśmy sporą część wyspy, wymoczyliśmy się w ciepluteńkiej wodzie, zjedliśmy mnóstwo pizz, makaronów i owoców morza, zrobiliśmy sporo kilometrów SUPem po morzu.

Dokuczył nam nawet upał i spaliśmy pierwszy raz z otwartymi bocznymi drzwiami. Widzieliśmy flamingi i starożytne nuragi, dowiedzieliśmy się, że nawet na campingu za 40 euro za noc zdarzają się prysznice na żetony i że niektóre campingi są już zamknięte, choć google twierdzi inaczej. Ogólnie infrastruktura campingowa w porównaniu do Włoch kontynentalnych wydaje się nieco zapyziała, ale to już chyba taka wyspiarska specyfika - po ubiegłorocznym pobycie na Elbie mieliśmy podobne wrażenia. O ile na lądzie sanitariaty i udogodnienia są stanowczo w XXI wieku, o tyle na wyspach panuje klimat z lat 70-tych minionego stulecia. Taki ichniejszy Gierek ;) 

.

My lubimy mieć komfortowe zaplecze sanitarne więc nie stajemy na dziko, ale widzieliśmy mnóstwo kamperów stojących w przepięknych miejscach z super widokami. Sardynia ma tu naprawdę dużo do zaoferowania. Bardzo popularne są też agroturystyki które oferują lokalnie wytwarzane sery, miody i wina oraz zapraszają do odwiedzenia ich kamperem. 

.

Nie mieliśmy zbyt ambitnego planu na zwiedzanie, bo naszym celem był przede wszystkim wypoczynek i wygrzanie tyłków, dlatego odpuściliśmy sobie zwiedzanie większych miast. Właściwie wjechaliśmy tylko do Cagliari, które rzeczywiście, zgodnie z relacjami znajomych okazało się bardzo klimatyczne.

 Przyroda i krajobrazy zrobiły na nas potężne wrażenie, a z drugiej strony bardzo przygnębiła nas ilość śmieci walających się dosłownie wszędzie na wyspie. I to nie to, że gdzieś tam lata parę papierów czy kubek po kawie - na poboczach walają się gromadnie regularne wory ze śmieciami! To chyba największa bolączka tej wyspy, szczególnie w jej południowej części. 

.

Czy warto się telepać taki kawał? Na pewno, zwłaszcza dla widoków i niezliczonych, pięknych plaż z ciepluteńką wodą. Dużą atrakcją samą w sobie jest też tak długi rejs promem.

Po sezonie na pewno trzeba zrobić porządne rozeznanie co jest czynne a co nie - październik to już absolutna końcówka sezonu i sporo miejsc już jest zamkniętych na cztery spusty. Za to pogoda ciągle jest bardzo przyjemna a ludzi niewiele - turystów najwięcej widać na campingach, ale to pewno dlatego, że duża ich część jest już zamknięta. 

.

Wracaliśmy do Polski już bez większych postojów, bo deptał nam po piętach zimny i deszczowy front atmosferyczny, bezlitośnie przypominający nam, że na lądzie jest już stanowczo jesień....